Brytyjczycy ambitnie, Amerykanie zwolnili tempo.

Brytyjczycy ambitnie, Amerykanie zwolnili tempo.

Po dwóch stronach Atlantyku ruszyć mają dwa wielkie projekty związane z energią odnawialną. Brytyjczycy ogłosili swe plany dotyczące budowy przybrzeżnych elektrowni wiatrowych, a Amerykanie z kolei chcą pokryć pustynie w południowo-zachodniej części Stanów Zjednoczonych siecią elektrowni słonecznych.

Jakże różne jest jednak podejście do tematu na obu kontynentach. Wielka Brytania planuje wybudować do roku 2020, w ramach zapowiedzianego przez premiera Gordona Browna, wartego około 100 miliardów funtów projektu, tysiące nowych turbin wiatrowych. Chcemy, by wybrzeże Brytanii „było dla energetyki wiatrowej tym, czym Zatoka Perska jest dla przemysłu naftowego.” – powiedział Brown.

„Do 2020 roku zamierzamy zainstalować około 3 tysięcy turbin wiatrowych, generujących w sumie 14 gigawatów energii, co będzie stanowiło 50 procent naszej energii pochodzącej ze źródeł odnawialnych,” - dodał Brown. „Morze Północne traci powoli na znaczeniu jako dostawca ropy i gazu, w związku z czym zamierzamy je przekształcić w światowe centrum przybrzeżnych elektrowni wiatrowych.”

Rząd Brytyjski zapowiada również budowę farm wiatrowych na lądzie, w skład których wejdzie kolejne 4 tysiące turbin.

Obecnie 8 procent brytyjskiej energii pochodzi z czystych źródeł. Dwa procent, to źródła odnawialne, a 6 procent, to energii nuklearna.

Natomiast analogiczne plany Amerykańskiego Biura Gospodarowania Ziemią (BLM) dotyczące budowy elektrowni słonecznych na pustynnych terenach południowo-zachodniej części Stanów Zjednoczonych napotkały na niespodziewaną przeszkodę w postaci żółwi pustynnych.

Projekt utknął na co najmniej dwa lata, gdyż Biuro Gospodarowania Ziemią czeka na raport dotyczący wpływu budowy elektrowni słonecznych na populację tychże zwierząt.

(lk)